Bardzo
długo szukałam idealnego do kuchni stołu, wiedziałam że nie może być za duży ze
względu na jej niewielki rozmiar i że musi być okrągły. Nie ma zbyt
dużego wyboru okrągłych stołów, są owalne a takie mnie nie interesowały. Jednym
ze sklepów w którym były nieduże okrągłe stoły była Ikea. Kupiliśmy tam
rozkładany okrągły INGATORP, stół był piękny. Po wniesieniu do domu okazało
się, że był też zbyt masywny a kolorem bardzo odbiegał od naszych kuchennych
szafek które mam również z IKEA ( model bodbyn) w sklepie wydawało mi się że
kolor jest identyczny, w domu okazało się że szafki są kremowe a stół biały.
INGATORP był u nas niespełna miesiąc. Od razu zaczęłam poszukiwania czegoś co
nie było taki masywne.
Wśród katalogowych mebli nie było
nic. Zaczęłam przeglądać ogłoszenia i na OLX znalazłam nas. Wyglądał strasznie,
dodane było jedno zdjęcie na którym wyglądał jak by miał tylko trzy nogi.
Pojechałam i kupiłam, za stół do totalnej renowacji zapłaciłam 100 zł.
Początkowe
plany nie zakładały całkowitego malowania, miał być w naturalnym kolorze i
wyglądem pasować do drewnianego fotela PRL który już stał w domu. Ale podczas
szlifowania naprawdę drobnym papierem, fornir odpryskiwał i nieregularnie
pękał. Samo szlifowanie zaczęłam od papieru o gradacji 140, po odpryskach
forniru papierem 80 musiałam zeszlifować cały blat. Nie używałam opalarki a
jedynie samej szlifierki mimośrodowej. Decyzja o pomalowaniu blatu zapadła
samoistnie.
Ponieważ
chcieliśmy zachować chociaż odrobinkę naturalności stołu zostawiliśmy drewniane
nogi.Tutaj rozegrała się prawdziwa walka. Nogi miały na sobie wszystko: lakier,
farby, fornir. Zwykła szlifierka nie dawała rady i musieliśmy użyć czegoś
mocniejszego, nogi zostały zeszlifowane szlifierką kątową z papierem do metalu.
Brzmi strasznie, wiem! Ale udało się, warstw było kilkadziesiąt, a walka się
opłaciła i w efekcie końcowym odsłoniliśmy piękne jasne drewno.
Do
czarnego blatu i żółtego okręgu pod blatem postanowiłam dołożyć coś od siebie,
stół dostał żółte skarpetki dzięki czemu nabrał lekkości.
Farbę
dla lepszego efektu nakładaliśmy pistoletem, na blat nałożyłam 6 warstw, na
okrąg pod blatem 4 warstwy. Nogi polakierowałam dwoma warstwami bezbarwnego
półmatowego lakieru.
W
marcu 2017 r. nasz stół zagościł na łamach miesięcznika "Czas na
wnętrze"
KOSZT
CAŁKOWITY: 170 zł
stół
- 100 zł
farby
- 50 zł
lakier
- 30 zł
Marzę o takim stole!
OdpowiedzUsuńCześć!
Trafiłam do Ciebie właśnie przypadkiem i coś czuję, że szybko sobie nie pójdę... ;)
Zachwyciłam sie tymi wszystkimi metamorfozami których dokonaliście i całym Waszym domem... inspirujecie....
Pozdrawiam!
Edyta
hej! dziękujemy! szukaj stołów na lokalnym rynku, moj jest z OLX! pozdrawiam
UsuńSuper!!!! Świetna metamorfoza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Hania
hej! :) dzięki :)
UsuńJaką farbą malowaliscie? I czy cały stół łącznie z blatem czyściciliscie deltą? Przymierzam się do malowania łóżka na początek, a następna w kolejce stara ława będzie :)
OdpowiedzUsuńwszytsko było mocno szlifowane, malowałam matową farbą do mebli
UsuńA mi oprócz stołu bardzo podoba się torebka Desigual na krześle ;-)
OdpowiedzUsuńooo tak ! wyjątkowo ją lubię ;D
UsuńEfekt końcowy piękny mnie niedługo czeka metamorfoza stołu i krzeseł tylko boję się jak wyjdzie bo pierwszy raz będę to robić pozdrawiam
OdpowiedzUsuńten też był moim pierwszym :) - będzie dobrze trzymam kciuki
UsuńMetamorfoza na plus choć ja i tak najbardziej lubię naturalne drewno. Nie mam takich zdolności plastycznych więc nie biorę się samodzielnie za przeróbkę stołu. Planuję niebawem zakupić jeden z oferty Paul Bunyan ( model San Francisco ) bo urządzamy mieszkanie w klimacie loft więc sprawdzi się tam idealnie :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń